Gustowna boazeria, prezerwatywy i nadmiar alkoholu

Kurioza przemysłowej rzeczywistości

Kamil Piaskowski

12/10/20244 min read

Wielu z nas, ludzi przemysłu, przyzna, że w budowie maszyn wykorzystywane są niekiedy niekonwencjonalne materiały. Czasem są to gąbki czy uszczelki do okien z popularnych marketów budowlanych, innym razem zawiasy meblowe. Kiedy jednak stal nierdzewna i POM nie wystarczają, a teflon jawi się jako trywialne rozwiązanie pozbawione polotu, odkrywamy, że na świecie istnieją równoległe rzeczywistości. To światy, w których po drugiej stronie lustra można odnaleźć prawdziwe koszmary w materialnej postaci.Wyobraź sobie zakład produkcyjny. Byłeś tu ostatnio mniej niż pięć lat temu, a teraz firma podwoiła swoją powierzchnię. Myślisz: firma pięknie się rozwija. Wchodzisz do środka, na halę produkcyjną. Na jej środku stoi ogromna maszyna wykonana z nierdzewki i pakuje produkty do zbiorczych opakowań. Jesteś młodym konstruktorem, więc urządzenie robi na tobie wrażenie.Słyszysz krzyk przerażenia z nutą radości. Idziesz na miejsce — to woła twój kolega. Widać, że ma do pokazania coś naprawdę niezwykłego. Po zbliżeniu się do maszyny zauważasz, że zsyp, z którego wyrzucane są zapakowane produkty, pokryty jest drewnianą boazerią. Deski panelowe z pióro-wpustem na krawędziach elegancko przykręcone do nierdzewnej konstrukcji. To klasa sama w sobie! Gdyby tylko jeszcze dodać w środku dywan, a u góry blachodachówkę, pracownicy mogliby wręcz tam zamieszkać i bez obaw o BHP, wyłapywać pominięte lub upuszczone przez maszynę sztuki.Nie mogłem powstrzymać śmiechu, aż łzy napływały mi do oczu. Spojrzałem na głównego mechanika zakładowego, a ten tylko poprawił okulary i mrugnął z uśmiechem. Żałuję, że nie pociągnąłem tematu, ale wtedy nie było czasu na nabijanie się z prowizorycznych rozwiązań.

Na tym przykładzie można jednak zastanowić się, dlaczego zastosowano drewnianą boazerię. Na dodatek nie jest to przypadek odosobniony, ponieważ, choć jestem młodym konstruktorem, widziałem już więcej tego typu rozwiązań technicznych, a drewniana boazeria nie jest najciekawszym z nich — biorąc pod uwagę stosowanie prezerwatyw jako części eksploatacyjnej. Ale o tym opowiem może kiedy indziej.

Jeszcze gorsze jest to, że sam zostałem autorem paru takich paszkwili. Czy to oznacza, że dla mnie jest już za późno, a każdy, kto stosuje niekonwencjonalne i prowizoryczne rozwiązania techniczne, jest kretynem lub co najmniej osobą kadrowo nieoptymalnie zagospodarowaną?

Zupełnie, absolutnie bez chęci samousprawiedliwienia się, przedstawiam swoją, wyprowadzoną na podstawie obserwacji i doświadczeń empirycznych, hipotezę na ten temat.

Nadmiar presji otoczenia i czasu działa podobnie jak nadmiar wypitego alkoholu — skutkiem czego jest „pasztet” w twoim łóżku następnego poranka.

by Kamil Piaskowski

A tak poważnie, rozłóżmy szybko boazerię na listewki i spróbujmy odtworzyć ciąg powstawania koncepcji naprawczej zastosowanej w tym przypadku.

Być może worki zachowywały się na zsypie w sposób niepożądany (prawdopodobnie, ześlizgując się po blasze nierdzewnej, upadały pod kątem utrudniającym dalsze procesy technologiczne, paletyzację lub transport), więc konieczne było użycie materiału o wyższej chropowatości. Dobór materiałów konstrukcyjnych na każdym poziomie zaawansowania inżynieryjnego odbywa się podobnie, niezależnie od tego, czy robi to doświadczony inżynier, czy pan Stasiu złota rączka. Każda z tych dwóch osób zawsze weźmie pod uwagę aspekt ekonomiczny i dostępność.

W przypadku nieprofesjonalisty aspekt ekonomiczny w połączeniu z łatwą dostępnością może podsuwać rozwiązania nieprofesjonalne, co jest raczej normalnym następstwem w przedstawionych wyżej warunkach. Drewniane panele pewnie zostały komuś z obsługi po remoncie albo były w jakimś składziku w firmie. To zapewniło warunek dostępności i ekonomiczności za jednym zamachem, bo pozostałość paneli po remoncie w składziku jest tańsza od chociażby maty gumowej, którą trzeba zamówić i nakleić, o dostępności nie wspominając.

Żeby zobrazować mechanizm podejmowania takich kontrowersyjnych działań, użyję pewnej przenośni. Mówi się, że im więcej alkoholu się wypije, tym atrakcyjniejsza staje się przedstawicielka płci przeciwnej. Otóż tempo produkcji i presja czasu działają w przemyśle jak alkohol w barze. Im wyższa presja czasu, tym mniej krytycznie i wybiórczo ocenia się pomysły służące jak najszybszemu uruchomieniu, wznowieniu lub ustabilizowaniu procesu produkcji.

Mówiąc jeszcze bardziej dobitnie: boazeria to brzydka baba, a presja czasu to alkohol. Jeśli tylko machnąć kilka kolejek za dużo okazuje się że ta brzydka koleżanka jest bardziej pociągająca niż można by pomyśleć. Presja i stres potrafią znacznie zaburzyć percepcję i sam nieraz się o tym przekonałem zdobywając doświadczenie w różnych firmach.

Podsumowując, paszkwile dostarczają nam zarówno trosk, jak i rozrywki. Odnajdywanie ich jest trochę jak wpadanie na znajdźki w grach komputerowych podczas eksploracji terenu. Uczestnictwo w tworzeniu paszkwili nie jest czymś, co warto robić, ale zarówno ja, jak i wielu moich znajomych inżynierów wpadło w tę pułapkę. Dlatego uznałem to za naturalny etap rozwoju człowieka techniki.

Ominięcie tej ciemnej strony przemysłu prawdopodobnie udało się tylko tym, którzy nigdy nie jeździli na serwisy maszyn, gdzie trzeba było improwizować po odkryciu dramatycznej usterki, a pracodawca i klient wymagał natychmiastowej naprawy. Pewnie jest to domena młodych inżynierów, którym brakuje asertywności, aby w tej sytuacji po prostu odmówić, postawić sprawę jasno i pracować w ludzkich warunkach.

Na zakończenie, pozdrawiam każdego, kto zmaga się z naprawą maszyn w warunkach „ma być gotowe na wczoraj” i wie, o czym tutaj piszę.

Nie róbmy paszkwili, naprawiajmy je i głośmy dobrą technikę.